Kilka razy pisałem o nocnych przejazdach autobusami, które pokonują na prawdę znaczne odległości. Pomyślałem, że warto o nich wspomnieć i o trasie, która jest najdłuższą na globie. Ameryka Południowa nie jest potentatem kolejowym. Tak powstałą lukę w przewozie osób wypełniły dalekobieżne autobusy. Niby nic specjalnego, ale jednak. Zamiast czterech siedzeń obok siebie są tylko trzy, poprzez to zyskuje się dużo przestrzeni. Ogromne, w niektórych autobusach dostosowane do jazdy w pozycji całkowicie leżącej siedzenia. Druga sprawa, rzecz o drodze, a w naszym przypadku, odcinki drogi na trasie. Pierwszy, z San Pedro de Atacama w Chile do peruwiańskiej Arequipy. Drugi na trasie Majes do Limy. Każdy z tych odcinków, oddzielnie zajął nam kilkanaście godzin. Tyłek zawsze będzie bolał, choćby najwygodniejsze siedzenie więc warto zabrać ze sobą "znieczulenie" w postaci lokalnych trunków. Zawsze to się lepiej sypia. Na chwilę powrócę do drogi. Wielu zapewne słyszało o najdłuższej "autostradzie" świata, nazywają ją Panamerykaną. Łączy dwa kontynenty, Amerykę Północną i Południową na całej długości, oprócz małego odcinka w Ameryce Łacińskiej, gdzie ustępuje siłom dżungli i lokalnym układom. My przejeżdżaliśmy głównie przez odcinki pustynne, czasem podziwialiśmy ocean z wysokich klifów . Po drodze mijamy wszelkie możliwe ciężarówki, w oddali Andy, przy drodze stragany i wszystko czego ewentualnie mogą potrzebować podróżujący. Słuchawki na uszach, widok za oknem, pozycja pół leżąca. Można świat zdobywać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz