czwartek, 7 marca 2019

No drama lama... Peru.


 Trzy przesiadki, cztery samoloty, 34 godziny w drodze. Późnym wieczorem docieramy do Peruwiańskiego Cuzco położonego w Andyjskiej dolinie. Miasto wciśnięte pomiędzy wzgórza, które zasiedlili jako pierwsi Inkowie i stad wiele po nich pozostałości w regionie. Zabudowa, która jest najbardziej charakterystyczna dla miasta jednak nie należy do pradawnych mieszkańców tych terenów a kolonizatorów z Europy. Piętno było bardzo wyraźne i dało miastu wygląd jaki podziwiamy bo jest co oglądać. Spacerując po Cuzco i ciesząc oczy widokami strzeliliśmy wiele fotografii, weszliśmy na okoliczne wzgórza z pozostałościami Inkaskich budowli. Delektowaliśmy się lokalnym, jakże charakterystycznym dla Peru pisco sour oraz podjęliśmy ryzyko zjedzenia lokalnego specjału, przysmaku docenianego wśród miejscowych a mianowicie pieczonej świnki morskiej, która jak się okazało w trakcie konsumpcji zawierała wszystkie wnętrzności włącznie z zawartością jelit. Słonce dopisało, opalenizna mocna, oddech ciężki bo Cuzco położone jest na wysokości nie mniejszej niż 3400 metrów powyżej poziomu morza. Mój piąty kontynent, kolejny koniec i początek świata. Zaczynamy.











2 komentarze:

  1. Zdjęcia przepełnione ciszą, spokojem i pogodą ducha. Jak widzę nie ma pogoni za wyimaginowanym szczęściem. Jest tu i teraz. Lubię! Tylko ta świnka morska..., nie byłem w stanie dokończyć mojego śniadania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyśl, że ta świnka, to tak jak szynka z naszej świni ;) Kebab z lamy nie robi wrażenia bo nie ma u nas lam :D

    OdpowiedzUsuń