środa, 29 lipca 2015

Satelity i gwiazdy.


  Ciężko jest określić w kilku słowach nowe środowisko, dlatego też bez zbędnego gadania,  w słuchawkach Dire Straits i Ich koncertowa Alchemy Live.
 Startujemy w południowoafrykańskim Durbanie ( nie mylić z Dubajem ) Statek Safaniyah, tankowiec przewożący jednorazowo ok 300 tyś ton ropy naftowej. Powoli suniemy przez ocean Indyjski do portu Sikka w Indiach zachodnich. Po drodze nie za wiele widoków, woda, chmury,  równik i jego spokojne wody oraz wybrzeża bliskiego wschodu ze sztormami. Tak, bujanie daje się we znaki ale „bujało” nie raz lepiej na lądzie... ;) Obyło się bez choroby morskiej. Niestety nie sądziłem, że następny raz ląd zobaczę ponad miesiąc później. Po drodze widziałem wieloryby, ogromne żółwie morskie i fruwające ryby przed dziobem statku. W oczekiwaniu na następny statek spędziłem kilka dni na małym kutrze zacumowanym gdzieś u wejścia do Zatoki Perskiej, leniwy czas i warunki przypominające saunę przerywamy nocnymi połowami ryb, np drapieżne Barakudy. Bez wędek, kawałek żyłki z hakiem no i jakaś mniejsza zanęta, przednia zabawa a następnego dnia świeża ryba na stole jak co dzień ;)
Co poza tym? Nowy statek, wreszcie prawdziwy sztorm, niestety nie osiągnął max, co ciekawe, zero chmur i gorąco, dobrze że jest klimatyzacja bo w połączeniu z ciągłym bujaniem mogło by nie obyć się bez torsji.
W końcu jest, pierwszy ląd to trzy wysepki gdzieś w pobliżu cieśniny Bab El Mandab, kolejny to  już wybrzeża północnego Egiptu tuż przed wejściem do kanału Sueskiego na Morzu Czerwonym, port przeładunkowy Ain Sukhna oraz otaczające go wzgórza.
Wszystko można znaleźć w internecie, może nie koniecznie na statkach ponieważ jest strasznie wolny, cóż, wyłącznie z satelity ( poznałem już taki w północnej Australii tego roku ;) )
Jedyny wyznacznik pośród bezmiaru oceanu... satelity i gwiazdy no i lornetka oczywiście.