Każda podróż się kiedyś kończy, "ta" moja również, dziękuję za uwagę i proszę o wyrozumiałość w związku ze słabą słyszalnością głosu na filmie ( link pod zdjęciem )
Do zobaczenia!
https://www.youtube.com/watch?v=a1qKsSBzjZQ
poniedziałek, 23 marca 2015
czwartek, 19 marca 2015
Benedyktyńscy Mnisi w Australii.
Tym razem udajemy się do New Norcia, osada założona w 1846r. przez Hiszpańskich mnichów, stąd Hiszpański styl architektury.
Każda kolonizacja jest ściśle związana z zaszczepianiem własnej wiary i wyznania pośród lokalnej ludności a Australia nie należy do wyjątków w tej materii, w związku z tym miejsce wydaje się sprawiać mrocznym pomimo świecącego słońca.
Piękne i okazałe mury, strzeliste wieże, otaczająca zieleń a jednak tkwi tu tajemnica ludzkich tragedii zamknięta w otoczeniu. Mnisi nieśli oświatę, starali się być może pomagać, utworzyli tu nawet sierociniec dla Aborygeńskich dzieci, z podziałem na chłopców i dziewczynki, utworzono dla nich nawet całe osiedle z drewnianych domków w których mieszkali, do których powracali po pracy z przy zakonnych pól, brzmi lekko jak prawdziwa sielanka, inaczej mówiąc pokrzywdzone przez los dzieci wreszcie miały swoje miejsce i taka jest oficjalna wersja...
Nieoficjalna wersja, (należy przyjąć, że jako przekazywana z ust do ust może być mało wiarygodna, ale jednak coś w sobie zawiera) mówi że nie wszystkie dzieci były sierotami, część z nich a prawdopodobnie większość została odebrana siłą Aborygeńskim rodzicom po to by wyplenić z nich plemienne przyzwyczajenia i ucywilizować. Jak było faktycznie nie wiadomo, myślę że stare, zakonne księgi zawierają takie informacje, z tym że ostatni mnich zmarł w wieku 99lat, w 2010r a zakon przeszedł do historii. Obecnie działa tu jeszcze szkoła dla dzieci z okolicznych osad farmerskich. Mamy tylko 134km do Perth ale jesteśmy na granicy buszu więc dowożenie dzieci z odległości ok 20-50km jest rzeczą normalną.
Warto wspomnieć chyba o jedynym budynku w całym powyższym kompleksie, który jest inny niż pozostałe, stary kolonialny budynek, obecnie hotel-restauracja. Również Hiszpańska architektura, miła dla oka zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.
Zbliżając się do w/w budynku, dało się usłyszeć dobiegający z wewnątrz dźwięk starego, lekko rozstrojonego pianina, pomimo że dźwięki nie były przez to czyste, linia melodyjna była miła dla ucha w zestawieniu z otoczeniem, okolicznymi drzewami i popołudniowym słońcem, a słońce jak zwykle przed samym zachodem zrobiło świetlny spektakl, sprawiając że czerwona ziemia Australii stała się kolejny raz jeszcze bardziej czerwona...
Każda kolonizacja jest ściśle związana z zaszczepianiem własnej wiary i wyznania pośród lokalnej ludności a Australia nie należy do wyjątków w tej materii, w związku z tym miejsce wydaje się sprawiać mrocznym pomimo świecącego słońca.
Piękne i okazałe mury, strzeliste wieże, otaczająca zieleń a jednak tkwi tu tajemnica ludzkich tragedii zamknięta w otoczeniu. Mnisi nieśli oświatę, starali się być może pomagać, utworzyli tu nawet sierociniec dla Aborygeńskich dzieci, z podziałem na chłopców i dziewczynki, utworzono dla nich nawet całe osiedle z drewnianych domków w których mieszkali, do których powracali po pracy z przy zakonnych pól, brzmi lekko jak prawdziwa sielanka, inaczej mówiąc pokrzywdzone przez los dzieci wreszcie miały swoje miejsce i taka jest oficjalna wersja...
Nieoficjalna wersja, (należy przyjąć, że jako przekazywana z ust do ust może być mało wiarygodna, ale jednak coś w sobie zawiera) mówi że nie wszystkie dzieci były sierotami, część z nich a prawdopodobnie większość została odebrana siłą Aborygeńskim rodzicom po to by wyplenić z nich plemienne przyzwyczajenia i ucywilizować. Jak było faktycznie nie wiadomo, myślę że stare, zakonne księgi zawierają takie informacje, z tym że ostatni mnich zmarł w wieku 99lat, w 2010r a zakon przeszedł do historii. Obecnie działa tu jeszcze szkoła dla dzieci z okolicznych osad farmerskich. Mamy tylko 134km do Perth ale jesteśmy na granicy buszu więc dowożenie dzieci z odległości ok 20-50km jest rzeczą normalną.
Warto wspomnieć chyba o jedynym budynku w całym powyższym kompleksie, który jest inny niż pozostałe, stary kolonialny budynek, obecnie hotel-restauracja. Również Hiszpańska architektura, miła dla oka zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.
Zbliżając się do w/w budynku, dało się usłyszeć dobiegający z wewnątrz dźwięk starego, lekko rozstrojonego pianina, pomimo że dźwięki nie były przez to czyste, linia melodyjna była miła dla ucha w zestawieniu z otoczeniem, okolicznymi drzewami i popołudniowym słońcem, a słońce jak zwykle przed samym zachodem zrobiło świetlny spektakl, sprawiając że czerwona ziemia Australii stała się kolejny raz jeszcze bardziej czerwona...
niedziela, 15 marca 2015
Definicja szczęścia.
W większości przypadków gdy zapytamy o szczęście, większość
odpowie, że jest wtedy gdy wygramy w totka, że nic nam się nie stało gdy
mieliśmy poważny wypadek, że mamy kogoś kogo kochamy, zdrową rodzinę, dzieci, ładny
dom lub samochód który pięknie wygląda pod kościołem :)
W tym przypadku piszę o zwyczajnym szczęściu, czyli o takim,
że ma się czasem możliwość zobaczyć i zrobić coś czego nie każdy może dokonać
pomimo wielkiego pragnienia spełnienia. Do rzeczy, wyruszamy jak na ryby,
zwyczajnie po południu, wrzucamy do auta trochę ubrań na zmianę, przenośną
lodówkę z dużą ilością wody i innych napojów bezalkoholowych, kapelusze i krem
chroniący od słońca oraz, a przede wszystkim dobre obuwie, czemu skoro mamy tylko 600km
do przejechania w jedną stronę? ( zapomniałem powiedzieć, 600km to przejażdżka
na popołudnie w tym kraju )
Jedziemy do Kalgoorlie, „złotego miasta” które miałem już
okazję widzieć dwa razy, tym razem specjalnie, spędzimy tam, a w sumie w jego
pobliżu jeden dzień, by sprawdzić swoje szczęście w poszukiwaniu złotego
kruszcu.
Ok 6h jazdy, jakaś buteleczka „preparatu” przed snem. Rankiem wsiadamy w leciwego Land Cruisera Marka, który jest właścicielem firmy ułatwiającej poszukiwanie, oczywiście za opłatą. http://goldprospectingkalgoorlie.com/Photo_Gallery.html
Przemierzamy jakieś 60km, po drodze mijamy odkrywkowe
kopalnie złota, jedyne świadectwo bytności ludzkiej w tych okolicach, inaczej
zwykły koniec i początek świata. Odbijamy w gruntową drogę, kolejne kilometry,
postój, instruktarz, przygotowanie sprzętu, odrobina zwiększonego tętna i do
dzieła. Pamiętać należy w takich
sytuacjach o kilku elementarnych
zasadach, zawsze należy wiedzieć jak działa GPS oraz inne urządzenia pomagające
w komunikacji oraz wspomagające przy ewentualnym zagubieniu, np zwykły gwizdek,
czemu? Busz jest wszędzie taki sam, nie ma żadnych wzniesień wokół, chmury
przykrywają słońce, brak punktów odniesienia, każde drzewko i krzak wygląda
identycznie, zgubić się jest bardzo łatwo w razie braku techniki. Aby bardziej uzmysłowić konsekwencje nierozwagi, wyobraźmy sobie, najbliższa osada to ok dwa dni drogi pieszo jeśli pójdziemy we właściwą stronę oczywiście, na dodatek przydała by się woda, w innym przypadku wiadomo...
Tak, miałem wielkie szczęście poczuć ten lekki dreszczyk gdy
zapiszczał wykrywacz... niestety była to przykryta lekką warstwą gruntu stara
puszka, prawdopodobnie pozostawiona przez poszukiwaczy złota kilkadziesiąt lat
temu. Tak, miałem to szczęście by się zgrzać i zmęczyć. Nie, niestety nic nie
znalazłem, kolejny raz moja część szczęścia pokazała środkowy palec. Ktoś by powiedział że
200$ w błoto ( tyle kosztuje taka przyjemność za wynajem sprzętu, a także
napoje i kanapki oraz przewóz ) Uwierzcie warto.
Dodatkowo odwiedziliśmy osadę, która kiedyś była
miasteczkiem, Ora Banda ( z Hiszp. Złoty szlak ) kiedyś kwitnąca, teraz trzy
budynki oraz pub pośród niczego, jedyna łączność ze światem to przebiegające w
pobliżu tory kolejowe oraz trasa asfaltowa która kończy się gdzieś tam a także
satelity nad głową widoczne w bezchmurną noc. Rzecz ma się w pubie, zatrzymany
dawno temu czas sprawia że jesteśmy w innym wymiarze, a o jego upływie świadczą
tysiące wpisów pokrywających ściany budynku zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.
Kawał historii tego kraju.
Dzień z pewnością, pomimo zmęczenia ( jeszcze trzeba wrócić
do Perth ) należy zaliczyć do ciekawych, nowe doświadczenie jakże cenne pomimo
braku namacalnych efektów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)