czwartek, 14 marca 2019

"Do Boliwii droga prosta..."

  Do Boliwii droga może i nie taka prosta, a kreta, spadzista i nad urwiskami. Wczesnym rankiem opuszczamy Copacabanę i pośród lokalnych mieszkańców suniemy starym autobusem do oddalonego o 3,5 godziny drogi, La Paz. Droga super bo grzbietem górskim na wysokości 4300m npm. Widok na jezioro po prawej i lewej, tylko że nagle zaczęły się silne opady gradu połączone z wyładowaniami atmosferycznymi, nie rzadko tuż przy samym autobusie. Po drodze dojeżdżamy do miejscowości Tiquina gdzie czeka nas przeprawa promowa, dokładniej mówiąc, ludzie łodzią, autobus na jakiejś drewnianej krypie. Wychodzące słońce pięknie oświetliło jedyną cieśninę łączącą południową część jeziora Titicaca z jego większą częścią północną.
Docieramy do La Paz, ogromne miasto, zapewne większość wie, że to najwyżej położona stolica na świecie. Widok z góry niesamowity, w tle ośnieżone szczyty Andów.
Na dzień dobry objechaliśmy miasto wokół nadziemną kolejką, widoki jeszcze ciekawsze, bo wysoko z góry.Kolejka, to takie ich metro tylko nad ziemia. kilka linii, wciąż rozbudowywane. Co do miasta, dużo nie opowiem bo mało widzieliśmy, ale widzieliśmy takie np miejsca jak targ czarownic. Można tu kupić przeróżne specyfiki na wszystko, włącznie z martwymi płodami lamy. Gwar i ruch wszędzie, klimat dopełniają stare auta, których jeździ tu mnóstwo.  Z innych ciekawostek, nocowaliśmy w hostelu, z którego okien mieliśmy panoramę na miasto, nie wstając z łóżka. Przypadkiem, koło głównego dworca autobusowego wypatrzyliśmy znajomo brzmiącą nazwę i orła tuż obok. Okazało się, że właściciel firmy przewozowej był dawno temu w Warszawie i stąd nazwa "Varsovia''.  Miasto z pewnością warte zobaczenia, ale nas goni czas i trzeba jechać dalej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz