Obudziliśmy się wczesnym rankiem z nadzieją, że prognozy pogody były mylne i dzień na objazd wyspy będzie idealny. Był idealny bo mieliśmy auto. Było w nim sucho, ciepło i grała muzyka a co najważniejsze, zatrzymywało się wszędzie tam gdzie chcieliśmy, ba, nawet cofało. Pogoda jak to pogoda o tej porze roku, ma prawo być jaka jest, czyli deszczowa z okienkami, które skwapliwie wykorzystywaliśmy. Chcieliśmy poznać czy Pico jest faktycznie taką jak ją opisują, czy nawet w środku pory deszczowo-zimowej jest tak zielona. Nie zawiedliśmy się, Co kilka kilometrów robiliśmy przerwy bo widziałem ujęcie, które warto uchwycić. Urwiska, zielone pastwiska, zielone krowie kupy na asfalcie i tym bardziej na naszym białym aucie. Ogromne fale u południowych wybrzeży i łagodne na północy. Pyszny obiad w lokalnej restauracji, na deser zbierane z przydrożnych drzew opadłe pomarańcze. Były momenty gdy sycilismy oczy pięknym słońcem oraz widokami na ocean z 300-metrowych klifów na których biegnie droga. Były chwile, że zwalnialiśmy do 20km/h by cokolwiek widzieć zza ściany ulewnego deszczu. Widziałem kilka już miejsc na ziemi, ale ta wyspa mnie urzekła. Żadne zdjęcie nie oddaje uroku tego miejsca na żywo.
Fotograficzna historia "Black & White" z tęczą w tle. Pogoda wykreowała trochę klimat "British English". Fajowe miejsce!
OdpowiedzUsuń