Lokalsi nazywają swoją
stolicę TANA, położona na wielu wzgórzach u podnóża których rozciągają się liczne
pola ryżowe. Tak, Madagaskar to nie tylko wanilia i owoce ale również i ryż w ogromnych ilościach.
Zacznijmy od pogody… najwyraźniej daje mi do zrozumienia że
to nie mój czas na tej ziemi, nie to że pada z przerwami tylko pada bez
przerwy, walka nierówna ale nie ma łatwo.
W przeciągu kilkunastu minut ulewny deszcz potrafi zalać dolne partie
miasta, system kanalizacyjny w opłakanym stanie, niestety miasto nie należy do
czystych a do tego wyzierająca na każdym roku bieda i ubóstwo. Przypadkiem pierwszy dzień jaki tu spędziłem
to niedziela w której miasto sprawiało na lekko wymarłe po za centralnie położonym
targowiskiem. Kolorystyka charakterystyczna dla tego typu krajów czyli barwnie
i głośno z każdej strony. Kilka ciekawostek których nie znalazłem w necie przed
wyjazdem:
- Całkiem dobre lokalne piwo, jedzenie jak na zdjęciu, smaczna lokalna
wołowina plus coś tam, cena 15 000 Ariarów… w dużym przybliżeniu 1PLN=1000Ariarów,
Generalnie smacznie, tanio i nie trzeba ryzykować z ulicznym jedzeniem które wygląda
czasami bardzo dziwnie.
- Taksówki z epoki filmów o dzielnym francuskim żandarmie ale to też dodaje uroku.
- Przez dwa dni w centrum i trochę dalej od
niego nie natrafiłem na ani jedne światła sygnalizacji drogowej… i to w mieście
które ma ok 3mln ludności za to na każdym rogu policjant z gwizdkiem. - Na
poczcie jeden wielki stukot przybijanych pieczątek jak za dawnych czasów a po środku piękna mapa świata na całą ścianę.
Wracając do samego miasta i jej architektury, patrząc z
punktu inżynierskiego jeden wielki bałagan, ale gdyby spojrzeć ze strony
bardziej obrazowej, jest piękne, drobne uliczki, budownictwo jakie tylko można sobie
wyobrazić. Kolorystyka bez granic,
kameleon by tu się pogubił z doborem właściwej barwy. Generalnie bardzo ciekawie ale skoro deszcz
nie odpuszcza to trzeba zmienić lokalizację w poszukiwaniu odrobiny więcej
słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz