W poprzednim poście wspomniałem, że wyspa Sao Antao to mekka
trekkingowców i tak zapewne jest. Z wyprzedzeniem zaplanowaliśmy przejście kilku szlaków bo nie
sposób w tak krótkim czasie pokonać wszystkie. Przyjęliśmy opcję by nocować w pobliżu
każdej z nich, wczesnym rankiem znaleźć transport na górę a później schodzić w
dół. Tu dodam, że początki tras znajdują się wysoko w górach, gdzie klimat
różni się od tego na dole. Na szczytach spotykamy sosny europejskie oraz znane z np.
Australii, drzewa gumtree, w dolinach drzewa owocowe znane z tropików. Trasy do
przejścia to ok 1300m prawie pionowymi ścieżkami w dół. Po za widokami na
skaliste szczyty i przepiękne doliny są też inne ciekawostki, dla ludności
lokalnej wręcz codzienne. Zabawna sytuacja przytrafia się nam w połowie zejścia
gdzie po za uprawami znajdują się domostwa. Pierwszego dnia ,
tuż przy szlaku pewna kobieta pyta czy jesteśmy francuzami (najliczniejsza
nacja pośród odwiedzających tę wyspę). Odpowiadamy, "my polacy", na co ona
zaprasza do domu i od razu przynosi lokalne trunki w kubeczkach. Są smaczne że
ach. Ale na tym koniec przyjemności bo okazuje się, że nie jest to żadna
lokalna gościnność, a wyrachowany biznes. Za dwa malutkie łyki napoju liczy
sobie naprawdę dużą kwotę. Oczywiście napój już spożyty, więc trzeba zapłacić.
Na więcej nie daliśmy się namówić. W kolejnych etapach marszu spotykamy lokalne
dzieci wracające ze szkoły. Idą do domu pokonując duże odległości, do tego wchodząc
na wysokości, gdzie nie ma dróg po za szlakami pieszymi. Po trasie mijamy
liczne tarasy gdzie uprawia się min trzcinę cukrową. Biały kwiatostan najwyraźniej
jest magnesem na Katarzynę oraz tak samo lubiane osiołki, które stanowią
nieodzowny środek transportu towarów w wyższe partie gór. Po zejście do dolin
znajdujemy jak najtańszy, lokalny transport i udajemy się do naszego ostatniego
miejsca noclegowego, gdzie mamy pozostawione główne bagaże. Jedna z tras, które
zaplanowaliśmy przebiega wzdłuż skalistego wybrzeża na odcinku ok 16km. Widokowe
cudo. Z jednej strony turkusowy i wiecznie szumiący ocean, z drugiej ogromne i
poszarpane urwiskami, skaliste wybrzeże. W połowie w/w trasy gdzie docieramy do
miejscowości Formiguinhas, robimy przerwę. Poznajemy przezabawną, lokalną kreolkę,
której bar dosłownie wisi nad oceanem. Miejsce gdzie można dotrzeć tylko i wyłącznie
pieszo. Zapomnieć się w widokach i szumie fal to za mało by powiedzieć. W kwestii informacji a zarazem ciekawostek tej
trasy. W wielu miejscach wyspy, spotykamy ogromne, połączone ze sobą pajęczyny.
Wiszą na nich stada pająków których rozmiary dochodzą do kilku cm długości. To Rodzaj
Nephila, który obejmuje największe pająki tkające sieci na świecie. Te dziwne
klitko-budynki nad oceanem to hodowla świń.
P.s. Na ostatnim zdjęciu widzimy rzeźbę w kształcie tej wyspy z głównymi siedliskami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz