Wczorajszy wyjazd, w skali Polski, można nazwać dość odległym, jednak na warunki Australijskie, przejechanie 600km w jedną stronę znaczy tyle co droga kolejowa z Giżycka do Kętrzyna. Deszczowy poranek żegnał mnie w Perth gdy wsiadałem do pociągu, towarzyszył również przez pierwsze dwie godziny podróży, przez pozostałe 5h było lepiej... szkoda że nie mogłem zrobić ujęcia odbijającego się w szybie, mojego uśmiechu :) żadne zdjęcia nie oddają widoku buszu ciągnącego się po horyzont, czasem przerwany małą stacją. Buszu, który jest tu inny niż w pobliżu wybrzeża, koloru gleby typowego dla większości miejsc tego kraju.
Celem jest nie duże miasto po środku niczego, jednak czemu ono tu powstało i czemu doprowadzono specjalnym rurociągiem wodę z wybrzeża to już nie jest dziwne, to Kalgoorlie, miejsce w którym wydobywa się od dawna złoto ... :) Pracują tu górnicy i przeważnie kolejarze oraz obsługa mechaniczna kolei, i właśnie dzięki Wellingtonowi, rodem z Zimbabwe, który tu pracuje a na koniec tygodnia wraca do Perth autem, miałem tę oto wycieczkę. W ciągu dnia było dużo opadów więc zamknięto ze względów bezpieczeństwa miejsce nazywane Super Pit, miejsce z widokiem na największą odkrywkę z jednym z najbogatszych złóż złotonośnych w świecie. Kiedyś tu wrócę na cały dzień gdzie można wypożyczyć sprzęt i za drobną opłatą szukać kruszcu na złotodajnych polach w buszu który kryje czasem i wielbłądy :)
Nic nie piszesz, znakiem tego coś znalazłeś:)
OdpowiedzUsuńPrzez przypadek wpadłam na.. no nie wierze hehe blog Krzyśka.. ;) super zdjęcia :) przesyłam pozdrowienia ze Słupska ;) heh..
OdpowiedzUsuńAnia ;)